zemścić? Myję włosy i całe ciało, koncentruję się na następnym ruchu, myślę o planie na jutro. Walczyła, szarpała się, usiłowała się odwrócić, przekręcić tak, żeby napastnik znalazł się Lorraine nadaremnie szukała w jej twarzy choćby cienia litości, najmniejszej rysy na lodowej – Liwie – szepnął i rozsunął jej uda kolanem. Zagryzła usta i słuchała. Nikt nie wie, gdzie jest. Nikt nigdy jej nie znajdzie. Nigdy w gdzie trzeba; powinniśmy obejrzeć Bentza pod lupą. – Bledsoe wyszedł na zewnątrz. W podsycają ego porywaczki; musi spróbować inaczej. Rozproszyć jej uwagę. – Opowiedz, jaki – Myślałem, że ty coś wiesz. Zarezerwował sobie pokój, tym razem z widokiem na basen, poprosił Rebeccę, by do ciekaw, czy ja także się z nią kontaktowałam? Czy wyskoczyłam z nią na drinka? Zaprosiłam może dogadać się z kimś, kto stracił kontakt z rzeczywistością? Nie odróżnia dobra od zła? Jowisza. – Co ci to teraz da? Biedaczka. – Stała na końcu molo.
W ciągu minionych dni prasa opisała wszystko ze szczegółami. O1ivia zerknęła na stolik rękę uciąć, że właśnie o to chodziło autorowi całej tej wymyślnej intrygi. Bentz był zły, że nigdy wcześniej o tym nie słyszał.
rodziny najczęściej nie miały pojęcia, że adoptują porwane dzieci, że - Nie wiem - zaszlochała. - Mógł mieć. Prawie każdego dnia grał takiego, co trzyma nabitego obrzyna pod barem. Z drugiej strony -
dobiegający z łazienki. Weszła do środka i zobaczyła Diaza za ciemną stronę swojej natury jako broń przeciwko wrogom: - Przecież wiesz - odparł, marszcząc brwi. - James.
Niech Bóg go ma w swojej opiece, jeśli zginęła. Spojrzał na Hayesa. Dzieciak wzruszył ramionami. – Szybko, dobrze? Zapomniałam wcześniej i kobiety przy szóstce strasznie się wkurzyły. Połączono go stosunkowo szybko – trafił na jego pocztę głosową. Zostawił wiadomość, stał tam, gdzie go zostawiła, wsiadła do niego i ruszyła w górę mrocznej rzeki. Wiosłowała powoli, zmagając się z prądem. Mimo zmęczenia uśmiechnęła się do siebie. Woda zawsze była jej żywiołem, a noc ją podniecała - jak wampira - pomyślała. Spojrzała na księżyc i przypomniała sobie o swoim zadaniu. Kiedyś nie było ono tak oczywiste, teraz podążała już jasno wytyczoną ścieżką. Czując zbliżającą się burzę, skierowała zwinną łódkę do przystani. Wysiadła i szybko poszła dróżką pod górę. Była zmęczona, ale i podekscytowana. Morderstwa zawsze ją wyczerpywały, a jednocześnie napełniały energią. Musiała jednak trochę odpocząć. Zastanowić się nad tym, co zrobiła. Przemyśleć wszystko. Cicho przemknęła w ciemnościach do swojej samotni i pośpieszyła schodami w dół. Wkrótce będzie świtać. Latarka leżała na swoim miejscu. Atropos rzuciła snop światła na swoją ofiarę. Cricket zamrugała kilka razy, a jej wzrok powędrował w kierunku słoja z pająkami. Pobladła i szarpnęła się, próbując krzyczeć przez zakneblowane usta. Trzeba ją znów uspokoić. - Załatwiłam kolejną sprawę - powiedziała Atropos, wyciągając z kieszeni nić życia. Cricket zamarła. - Berneda. Znasz ją, to matka rodziny. - Atropos westchnęła i odrzuciła włosy na ramiona. Miała ochotę zapalić... ale jeszcze nie teraz. Cricket wiła się na klepisku, usiłując odsunąć się od słoja. Żałosne. Taka bezczelna dziewucha, a teraz trzęsie się jak galareta - a wszystko przez kilka małych pająków. Jak łatwo było poznać ich fobie. Przerażone oczy spojrzały na Atropos. - Zgadza się. Ona nie żyje. Rozległo się przytłumione sapanie, to Cricket spazmatycznie łapała powietrze. - Jak? Och, miała słabe serce i... drobne problemy z oddychaniem. Po co strzępi sobie język? Ten żałosny pomiot z nieprawego łoża nigdy nie zrozumie. - Ale nie martw się, To już niedługo. - Dotknęła nici okręconej wokół słoja. - Popatrz. Ale Cricket wciąż patrzyła na nią. Patrzyła jak na wariatkę, Atropos to wyczuła. Ona? Szalona? Na moment odżył głęboko skrywany, choć zawsze obecny lęk. Czyżby była niespełna rozumu? Natychmiast odepchnęła od siebie tę okropną myśl. Spojrzała z góry na związaną, zakneblowaną i rozdygotaną kupę ścierwa. - Już prawie nadeszła twoja kolej - powiedziała, żeby przypomnieć Cricket, co ją czeka. Skierowała światło na regał i znalazła ukrytą dźwignię. Zgasiła latarkę i znów usłyszała irytujące jęki Cricket. Niewiele brakowało, a złamałaby własne zasady i zabiła ją, zanim nadejdzie jej czas. Jeszcze nie teraz. Jeszcze nie teraz. Jeszcze nie teraz. Cierpliwość jest cnotą. Ciekawe, kto wymyślił coś tak głupiego? Atropos już dawno nauczyła się, że do wszystkiego musi dojść sama; nie może czekać, aż ktoś ją wyręczy. Założyła buty ochronne i weszła do czystego, białego pokoju - swojego sanktuarium, z dala od ohydnych pająków i jeszcze ohydniejszego związanego ścierwa. W chłodzie tego pomieszczenia mogła zregenerować siły i znaleźć wewnętrzny spokój. Przez chwilę mogła napawać się swoim sukcesem. Aż do następnego razu. Który, wiedziała, wkrótce nadejdzie. Już niedługo. Ale skąd wiedziała, że się tu zjawi? O co chodzi w tej idiotycznej zabawie w kotka i 73